Wierzcie, lub nie, ale zieloną herbatę Matcha kupiłam wcale nie z myślą o jej wypiciu;) A było to tak: W telewizji leciał jakiś program kulinarny w którym podawano przepis na zielony sernik na zimno właśnie z herbatą Matcha. Gdy zobaczyłam jej piękny jasnozielony kolor (przy którym zielona glinka to szary kocmołuch:P) pomyślałam – „muszę ją mieć, nada piękny kolor moim kremom czy masełkom”.
W sprzedaży jest wiele rodzajów i odcieni Matchy. Najtańsza jest pochodząca z Chin – ale ma też podobno najuboższy smak i słabszy kolor. Dość popularną i porządną marką sprzedającą Matchę japońską w proszku jest do kupienia w różnych sklepach lub bezpośrednio na stronie producenta-gdzie jest opisana różnica między poszczególnymi rodzajami.
Pan Czajnikowy poleca więc może być. W końcu jak już ją kupię to mogę też i wypić;)
Moya Matcha ma w ofercie 4 rodzaje Matchy: Kulinarną, Codzienną, Tradycyjną i Luksusową. Dokładnie w takiej kolejności są to herbaty od najtańszej i najbledszej do najdroższej, mocno zielonej o najlepszym smaku, bo z pierwszego zbioru (to zupełnie jak z moją bazylią – doniczka kupiona w sklepie ma bujne duże liście, zużywam je, listki ponownie rosną, ale są coraz mniejsze i mizerniejsze;). Te z kolejnych zbiorów są zatem tańsze i dla znawców smaku zapewne też mniej aromatyczne.
Jak widzicie na zdjęciach ja upolowałam w markecie Carrefour (na dziale ze zdrową żywnością) Matchę codzienną.
Herbata ma piękny jasnozielony kolor. Gdy się ją zaparzy pachnie trochę wodorostami – takimi z kuchni japońskiej. W smaku jest delikatna, mam wrażenie, że jest delikatniejsza niż zwykła zielona herbata, ale to pewnie dlatego, że tą drogocenną herbatę zaparzałam zgodnie ze sztuką, czyli zalewałam nie wrzątkiem, a wodą o temperaturze ok. 80 stopni.
Herbata Matcha podobno ma działanie mocno pobudzające, podobnie jak kawa. Podobno – bo ja nie zauważam żadnego efektu pijąc kawę czy mocną herbatę – na mnie to najwyraźniej nie działa.
W japońskiej ceremonii parzenia herbaty używa się specjalnych akcesoriów do zaparzania Matchy. Są to:
- Matchawan – ręcznie wykonana czarka do herbaty
- Chasen – bambusowa miotełka którą mieszamy herbatę, aby uzyskać piankę
- Chashaku – nabierka do herbaty
- stojak na Chasen
Ja oczywiście zaparzyłam herbatę wsypując łyżeczkę proszku i mieszając łyżeczką i spieniaczem do mleka (bez sprężynki). Ale ale, jak widzisz na zdjęciu wspaniały Matchawan – czyli czarkę do herbaty – mam, sama robiłam na zajęciach z lepienia z gliny na kole. To akurat jest najlepszy mój wyrób;) W końcu się przyda na coś innego niż ozdoba półki.
Swoją drogą polecam zajęcia z lepienia z gliny na kole – (np.takie kupione na prezent) są to wtedy zwykle dwa spotkania. Na pierwszym robi się kilka przedmiotów – ja i mąż zrobiliśmy z 7-8 sztuk miseczko-talerzyko-wazoników. Na kolejnych zajęciach (gdy prace wyschły i zostały wypalone) nakłada się szkliwo, co jest ciekawe bo polega to na tym, że nakłada się rozwodniony proszek – ale kolor pojawia się dopiero po wypaleniu. Jeśli nakładasz dwa kolory to musisz to robić uważnie bo po nałożeniu mieszanka szybko wysycha i nie widać gdzie jest który kolor nałożony. Następnie prace są ponownie wypalane i wyrób gotowy.
Matcha na zimno:
Wracając do herbaty. Herbata matcha smakuje mi jeszcze bardziej w wersji na zimno. Jak przygotować matchę na zimno? Wystarczy wsypać pół łyżeczki proszku do bidonu/butellki po bobofrucie;) Zalać ok. 300ml zimnej wody, dodać soku z limonki/cytryny (wedle preferencji-z 1/2 – 1/3 owocu) zakręcić butelkę, wstrząsnąć aż proszek się wymiesza i gotowe. Pyszny orzeźwiający napój o intensywnym zielonym kolorze. Można przechować w lodówce, przed wypiciem wstrząsnąć.
Jak wykorzystałam matchę w kosmetykach?
Proszek Matcha dodałam do kilku receptur na kremy. W zależności od ilości proszku uzyskać można miętową lekką zieleń lub soczystą, intensywną zieleń kremu. Poniżej zdjęcia trzech różnych kremów z dodatkiem Matchy.